sobota, 21 czerwca 2014

Głodówka Dzień 4

DZIEŃ CZWARTY - WYMIENNIKOWNIA
 
Rzeczywiście, pojawił się ten sen, jakiż wierny, powracający przy każdej głodówce. Raz dotyczy kawałka ciasta, raz lampki wina, a tym razem pomidorka czereśniowego.
Śni mi się, że rozmawiam z kimś, dyskusja angażująca i taka zagadana, poczestowana, machinalnie zjadam jakiś drobiazg. Przeyłkam kęs i zamieram.. Przypominam sobie o głodowce i nie wiem, co zrobić: bo żołądek już obudziłam, budzi się nawet na jednego Tik-Taka. Wpadam w panikę: bo co teraz? Kontynuować się nie da, bo rytm został zaburzony i proces przerwany. Od poczatku zaczynać? Nie jestem przygotowana psychicznie na to, by przedłużyć głodówkę o kilka dni, nie mam tego w planach i "nie czuję" tego... Bardzo trudny sen. Dobrze jest się zbudzić i sprawdzić, że proces trwa. Żaden pomidor go nie zatrzymał.
 
Zwracam uwagę, że to nie ma nic wspolnego ze snami zwyczajnie bardzo głodnych ludzi, którzy we śnie pałaszują kotlety schabowe, gotowane marchewki, frytki, ryby, kalafiory czy szarlotki... Nb ciekawe, czy są jakieś kategorie jedzenia, ktore "zwykle" śni się głodnym ludziom. Naprawdę głodnym, cierpiącym.
 
Ten mój sen jest zupełnie innego rodzaju niż sny głodnych. Zjadam w nim jakiś drobiazg przez nieuwagę, zagadana przez rozmówcę, zapominam, że nie jem.
 
Zresztą to mnie nie dziwi, że zjadam przez nieuwagę, zagadana. Bo podczas głodowki odkrywa się, w jak znacznym stopniu jedzenie jest czynnością społeczną, a nie fizjologiczną Spostrzegam, że mimo braku głodu, jak pojawiam się w mieście, to tak chętnie skoczyłabym do kawiarni na espresso... Jeśli jestem z kimś znajomym, to chcialabym iść z nim razem do restauracji. Z samej potrzeby rytuału WSPÓLNEGO jedzenia.
 
Określam ten dzień Dniem Wymiennikownią, ponieważ tego dnia umysł wraca do formy, za to ciało wyhamowuje. Mogę pracować nad swoimi zadaniami, nazwijmy to, intelektualnymi, bez przestojów i przesuwania mnie "do drugiego rzedu" przez mój własny mózg. Za to inna sfera doznaje zwolnienia: ciało. Wszytko robi się sprawnie, tylko zauważalnie wolniej. Idę po schodach, zakladam kosmyk włosów za ucho, biegam, bo i to mogę bez problemów, ale wszystko to o - dajmy na to - 20 % wolniej. To jest trochę tak, jakby się przyciskało gaz do dechy, jadąc samochodem pod górę, a on wyciągał maksymalnie 40 km/h. Nic strasznego (w przypadku samochodu to nie wiem, mowię o ciele). Fala spowolnienia opuściła już mózg, przeszla na resztę ciała. Doszło do "wymiany przedmiotu spowolnienia".
 
KONIEC DNIA CZWARTEGO - WYMIENNIKOWNI

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz