piątek, 14 listopada 2014

Odwiedziny na Księżycu - Miejsce z Listy (dzień 14)

(zobacz poprzednie dwa posty)

To nie ja odwiedzam Księżyc, to mnie odwiedzają na Księżycu.

Czternasty dzień w Miejscu z Listy, a jutro mija połowa mojego czasu tutaj. Przysługują mi więc odwiedziny. Dziś nie pracuję. Medytuję nad tym, co za mną, w tym Miejscu z Listy i nad tym co przede mną, w tym Miejscu. Taka jedna „niedziela” w miesiącu. Czuję się świątecznie: wraz z Najmilszym przybywa nowa kawa, nowa czekolada i możemy wypić wino do obiadu, Najmilszy symbolicznie, ale tu dziś symbole są okropnie ważne. Dwie godziny: Najmilszy składa mi dary, a ja odwdzięczam się mu słoikami z buraczkami robionymi na trzy różne sposoby, słoikami ze smażonymi i duszonymi warzywami, „chrupiącymi sosami” z ogórka, co by to nie było. Jest też miód malinowy, tutejszy hit i rarytas wymiatany szybko z koszyków, jak tylko się pojawią. Żeby była jasność: ręki nie przyłożyłam do wykonania tych smakowitości. Autorem ich jest… no dobrze, to się okaże 30 listopada.

Ciepło i smacznie, liśćmi i ogniem, pachnie zza okna. Gawędzimy sobie o filozofii prawa, co dla Najmilszego (który nie jest prawnikiem) musi być pewnego rodzaju nowością i wyzwaniem. Stopniowo przechodzimy do filozofii życia i tu mamy sobie po równo sporo do powiedzenia.

Wkrótce widzę światła odjeżdżającego samochodu, wyłamuję z tabliczki kostkę czekolady i siadam dokończyć dumanie nad tyłem i przodem czasu, w którym akuratnie tkwię.

Jutro minie połowa czasu.

No to żarty się skończyły.

Czy ktoś wie, gdzie ja jestem?


p.s. Nie, nie osadzono mnie na miesiąc w więzieniu. To ślepa uliczka:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz