wtorek, 1 lipca 2014

Granica zapomnienia

W "Małej księdze wielkich pytań" Gregory'ego Stocka przeczytałam następujące pytanie:

"Gdybyś mógł spędzić rok w doskonałym szczęściu, lecz później niczego z tego nie pamiętać - czy tego chciałbyś?"
 
Kiedy je przeczytałam, przypomniał mi się dowcip:
 
U kiepskiego pisarza pojawił się diabeł: - Mam propozycję. Będziesz pisał 5 bestselerów rocznie przez najbliższe 5 lat. Każdy z nich sprzeda się w milionowych nakładach. Ale wzamian za to umrą wszyscy członkowie twojej rodziny. Rozważ to. Pisarz zaczął rozmyślać: "5 bestsererów rocznie... umrą wszyscy z rodziny... Zaraz, 5 rocznie przez 5 lat... a rodzina cała wymrze... Nie rozumiem gdzie tu haczyk??"

Podobnie jest z tym pytaniem Stock'a: logicznym było by wziąć ten rok szczęścia i jeszcze ukłonić się pięknie. Nie ma żadnych poszkodowanych, żadnych warunków... Prócz zapomnienia. No właśnie. Jednak się waham.
A Ty? 
Człowiek ma straszliwą potrzebę pamiętania, co wiąże się z dokliwą potrzebą trwania. Co to za szczęście, jeśli nie będzie można go wspominać, opowiadać o nim i czerpać z niego przyjemności nawet wtedy, gdy się skończy? Nie liczy się każdy z 365 dni szczęścia, jeśli nie będzie się o nim PÓŹNIEJ pamiętać.
 
Podobnie człowiek nie móglby się cieszyć szczęściem, gdyby wiedział, że dokładnie po roku cudowności - umrze.
 
Mimo, że jesteśmy towarem nietrwałym, o mocno krotkim terminie przydatności, mamy wbudowaną potrzebę zapamiętania - w swoich dziełach, przez multiplikowanie swojego DNA, przez oddawanie swoich organów na cele naukowe. Znajdujemy uspokajające metody utrwalenia się i protezy zapisania się w świecie. W najgorszym razie człowiek chociaż na jakiejś ścianie nabazgrze: "tu byłem".
 
Ta przypadłość jest przykra szczegolnie wtedy, gdy się dowiesz, że zostało Ci dwa miesiące zycia. Albo rok - wszystko jedno w zasadzie.
 
Jak nie dać się pochłonąć przez obietnicę rychłej śmierci i żyć wyjątkowo szczęśliwie?
 
I na przejście tej granicy jest metoda.

Trzeba umierać wielokrotnie. Żeganć się tak często, jak to możliwe. W szczegolności ze sobą.
 
Powiedzmy, że wyznaczono mi trzy miesiące życia, za pośrednictwem wymownego zdania, że powinnam w tym czasie skupić się na "załatwieniu swoich spraw".

Wpisuję datę w kalendarzu. Wyznaczam sobie te trzy miesiące. Datę swojej śmierci. A jak nie umrę? To nic. Zrobię sobie małą uroczystość "pogrzebowo-pożegnalną" i wyznaczę kolejne trzy miesiące. Jeśli nie będę umierać, będę kolekcjonować te "śmierci".
 
Aż do dnia, kiedy kolekcja będzie kompletna, a ja umrę. Przecież to się kiedyś w końcu zdarzy.

...najbliższa data nie przypada wcale za trzy miesiące. Nie podam jej.

Czy chciałabym przeżyć rok wielkiego szczęścia, nawet, jeśli potem bym o tym nie pamiętała? Tak. Uczyniłabym ten rok okresem badań i poszukiwania metody zapamiętania go, bez pamięci. To jest silniejsze od człowieka...
 











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz