czwartek, 17 lipca 2014

Głodówka - p.s.

Skoro brakuje Wam opisu pierwszego dnia "po", to uzupełniam:
 
Rano długo śpię. Celowo, ponieważ... - o tym za chwilę.
Wstaję i jadę do centrum miasta. Mam już wcześniej upatrzoną do tego celu restaurację.
Wchodzę i z niecierpliwością czekam na kelnera. Przychodzi z kartą dań, ale to zbędne, ponieważ ja wiem, czego chcę.
- Kotlet schabowy, ziemniaki i kapusta
Dlatego rano długo spałam: trudno się spodziewać, żeby restauracje już od 8.00 rano serwowały kotlety. Wolałam spać, niż czekać, aż nadejdą godziny przynajmniej wczesnoobiadowe....
 
.....
 
....
 
....
 
....dobra.... Żartowałam.
 
Zacznę jeszcze raz:)
Rano budzę się koło piątej. Na zewnątrz świeci słońce i przebija się mocno przez liście do stołu z zielonym obrusem. To będzie uroczystość: wyciskam sok z wielkiego gejpfruta i biorę Gerberek: starte jabłko z czymś tam (ale nie z twarożkiem, z czymś także owocowym lub warzywnym).
Wychodzę na zewnątrz, do słońca. Siadam przy stole. Zaczyna się moja uroczystość. Wyobrażam sobie, że stoję na scenie i słcuham, jak ktoś wlaśnie zapowiada moje wystąpienie. Klaniam się, podnoszę dłoń w gescie powitania i mowię kilka powitalnych słów do audytorium. Wszyscy się uśmiechają, ja też. Oklaski. Kurtyna opada. A ja biorę do ust pierwszy łyk soku. Nie połykam od razu, rozprowadzam w ustach i delektuję się jego owocowością i odmiennoscią od smaku klasycznej wody mineralnej. Jest PYSZNY. Bardzo powoli wypijam jeszcze kilka łyków i odstawiam szklankę. Wsłuchuję się w siebie, myśląc chyba, że usłyszę wiwaty w sobie na cześć przepływającego soku. Mija kilka minut i bardzo powoli odkręcam wieczko słoika i degustuję kilka łyżeczek przecieru jabłkowego. Patrzę do góry, wyobrażając sobie to, że właśnie przepływam pod wysoką bramą. Od tej chwili, w łupince z grejpfruta, pod żaglem z ćwiartki jabłka, płynę do normalnego świata.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz