Jest wiek, w którym przekraczanie
granic jest swobodne, bo człowiek jeszcze nie zna nieśmiałości. I nie wiążą go "dorosłe" zasady savoir-vivru.
Albo już nie zna nieśmiałości, bo już nie musi trzymać się konwenansów.
To jest albo wiek dziecka albo wiek starca. Bardzo młodemu i bardzo staremu albo wolno więcej, albo więcej się wybacza.
Albo już nie zna nieśmiałości, bo już nie musi trzymać się konwenansów.
To jest albo wiek dziecka albo wiek starca. Bardzo młodemu i bardzo staremu albo wolno więcej, albo więcej się wybacza.
Mama opowiedziała mi następującą
historię. Dziadkowie zawsze mnie zabierali na przyjęcia urodzinowe znajomych (bo co mieli ze mną zrobić?),
głównie artystów: malarzy było wielu, za
to żadnego dziecka. Siedziałam cicho, to było oczywiste, że zaraz coś
skombinuję, na przykład wycisnę farbę z tubki i będę usiłowała zgarnąć ją pod kanapę. Jak nie kombinowałam, to opowiadałam dowcipy polityczne. To akurat było wesołe, bo dowcipy wtedy były niezłe, a w ustach sześciolatki, dziesięciolatki, dwunastolatki, jeszcze lepiej brzmiały. Znałam
je na pamięć i na poczatku nie rozumiałam ani w ząb, co było przyczyną
uciechy obecnych.
Któregoś razu, na jednym z takich przyjęć, jako sześcio- czy siedmiolatka zwróciłam się do Pana Ząbkowskiego:
- Znamy się już tak długo, mogę
Ci mówić po imieniu?Któregoś razu, na jednym z takich przyjęć, jako sześcio- czy siedmiolatka zwróciłam się do Pana Ząbkowskiego:
- Oczywiście! – roześmiał się.
Kilka dobrych lat później, na
jakimś wernisażu zwróciłam się do niego grzecznie per „Pan”. A on na to, że śmiechem:
- Ale my już od dawana jesteśmy
na „ty”.
Miałam piętnaście lat i na pewno
się zaczerwieniłam :)Każdy wiek człowieka ma granice, które z łatwością przekracza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz