Na liście „rzeczy
do zrobienia” miałam od jakichś dziesięciu lat przebiegnięcie Maratonu. To jest
lista na całe życie, więc nie spieszyłam się. Nadszedł listopad 2011 r. i okazało się, że nadszedł też czas na bieg. Uznałam, że pora na przygotowania. Był pewien szkopuł: przebiegałam bez
zadyszki jakieś 800 metrów…
Pierwsza Granica
do przekroczenia: Smocza Piątka w Biegu Sylwestrowym w Krakowie (www.dystans.krakow.pl).
Bieżnia stała się
częścią mojego życia. Obejrzałam chyba wszystkie aktualne programy informacyjne
(od wieków nie mam telewizji, więc ekran na siłowni był pewnego rodzaju powrotem
do przeszłości). Biegałam, pokonując stawiane poprzeczki. Szło powolutku… Pewnego
dnia kończyłam pisać dość potworną skargę kasacyjną dla klienta. Obiecałam
sobie, że jak ją skończę, to w nagrodę przebiegnę 4 km, choćbym miała paść.
Padłam. Ale przebiegłam.
Medal pamiątkowy
ze Smoczej Piątki to niezwykłe trofeum, bo to dowód na to, że przekroczyłam
Granicę. Następne były dwa półmaratony:
Warszawski i Marzanny w Krakowie, dwie niedziele pod rząd. Przed
pierwszym z nich, w piątek, szłam na imprezę. Ale bieg tak siedział mi w głowie, balam się, czy przebiegnę, czy się nie poddam, że skoczyłam na siłownię. I zrobiłam po raz
pierwszy w życiu 21 kilometrów. Na imprezę przyszłam zmachana jak koń po
westernie, ale spokojna. Gotowa do startu.
W kilka miesięcy
później: Maraton Warszawski. Dzień przed odbierałam zestaw startowy. Chorągiewki
z kolejnymi kilometrami ustawione wzdłuż schodów do biura biegu, jedna
obok drugiej. Czterdzieści dwie. Szłam wzdłuż nich uroczyście: jutro będą
rozstawione wzdłuż 42 kilometrów i nie będzie już tak łatwo. I pobiegłam.
***
Meta jest na Stadionie
Narodowym. Na ostatnich 100 metrach dostaje się skrzydeł.
W korytarzach za
metą pomagają odczepić chipy liczące, przyczepione do sznurówek. Wolontariusz
uśmiecha się i pokazuje:
- Tam są masażyści
Popatrzyłam na niego jak na Przybysza.
Popatrzyłam na niego jak na Przybysza.
- Wiec Pan co? Ja
to powinnam się udać prosto do psychiatry, że pobiegłam - udaję poważny ton. Jestem szczęśliwa
i podsłuchuję ludzi:
„Pierwszy raz przebiegłem całość”;
„Poprawiłam czas o 20 minut, jest dobrze”;
„Tym razem podbieg do Cytadeli wykonany bez marszu”.
Dociera do mnie, że Maraton to ideał dla pokonywania Granic. Biegnie 10.000 ludzi i nie ma zwykłych trzech czy dziesięciu wygranych. Jest 10.000 osób, które - albo przekroczyły wyznaczone Granice - albo nie.
Wielu tak.
Ja też.
„Pierwszy raz przebiegłem całość”;
„Poprawiłam czas o 20 minut, jest dobrze”;
„Tym razem podbieg do Cytadeli wykonany bez marszu”.
Dociera do mnie, że Maraton to ideał dla pokonywania Granic. Biegnie 10.000 ludzi i nie ma zwykłych trzech czy dziesięciu wygranych. Jest 10.000 osób, które - albo przekroczyły wyznaczone Granice - albo nie.
Wielu tak.
Ja też.
Czas miałam
okropny, ale moją Granicą do pokonania było pobiec w Maratonie, dotrzeć do mety.
Przekroczyłam ją, a czasem zajmę się następnym razem. To będzie moja następna Granica.
Najważniejsze, to przekraczać granice wewnątrzne.
Najważniejsze, to przekraczać granice wewnątrzne.
Istotne: coraz więcej osób biega, ale nie
wszyscy zwracają uwagę, że tu nie można przeholować z ułańską fantazją. Aby dobrze
przekroczyć Granicę, a nie głupio, trzeba zadbać o odpowiedni trening przed
każdym biegiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz